A Ty? Kiedy robiłaś cytologię?

Styczeń jest miesiącem świadomości raka szyjki macicy. Jeśli mogę (a chciałabym) coś Ci podpowiedzieć, to na pierwszym miejscu w 2022 roku postaw swoje zdrowie! Zadbaj o profilaktykę i regularne badania, w tym ginekologiczne.

Z wielką dumą chciałabym Ci powiedzieć, że zostałam ambasadorką programu profilaktyki raka szyjki macicy realizowanego przez Ośrodek Medyczny Osteomed w partnerstwie ze Szpitalem Uniwersyteckim w Krakowie. 

Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby zainspirować Cię do zgłoszenia się na badanie i zadbania o siebie. Zdrowie mamy tylko jedno a to właśnie ono pozwala cieszyć się życiem każdego dnia!

Kliknij w link poniżej i dowiedz się, jak umówić się na bezpłatną cytologię w ramach programu profilaktyki raka szyjki macicy.

-> ZAREJESTRUJ SIĘ NA CYTOLOGIĘ <-

Nie zwlekaj! Zadzwoń, zapytaj i umów się na bezpłatną cytologię!
tel. 604-749-754 

 

W skali ali – mój cykl o książkach

Cześć! 
Lubię się dzielić wartościowymi rzeczami, pomysłami i dobrymi inspiracjami. Ostatnio bardzo dużo czytam – pomyślałam, że pokażę i polecę Ci kilka książek, które naprawdę warto przeczytać. 

To krótkie 4 kryteria, dzięki którym oceniam i opisuję daną książkę – subiektywnie, bez przynudzania. 

-> Kliknij tutaj i sprawdź <-

Obserwuj mnie na Instagramie – tam znajdziesz najwięcej informacji o cyklu „W skali Ali” i o mnie. Zapraszam!

Rozmowa na blogu bodylogika.pl

Kochani!

Miałam ostatnio ogromną przyjemność porozmawiać z Hanią, która prowadzi bloga dla kobiet – bodylogika.pl. Zapraszam Was serdecznie na jej portal, znajdziecie tam wiele merytorycznych artykułów na temat endometriozy, zdrowia psychicznego i naturalnego wspierania siebie! Przeczytacie też rozmowy z ciekawymi kobietami – bardzo się cieszę, że mogłam być jedną z nich 🙂

Link do rozmowy – zapraszam do przeczytania! Będzie mi niezmiernie miło, jeśli udostępnicie lub skomentujecie! <3

2021 – be good to me!

Trudno mi uwierzyć, że ten zwariowany rok dobiega końca. Z jednej strony się cieszę, ale z drugiej trochę mniej, bo muszę przyznać, że był to przełomowy czas w moim życiu i chyba nigdy nie byłam tak szczęśliwa i spełniona jak w tym momencie! 

Wprowadziłam do mojego życia wdzięczność, troskę o siebie, a przede wszystkim wygodę – nie zamierzam się już do niczego zmuszać i polubiłam się z dresami a nawet pokochałam ze stanikami bez fiszbin, co kiedyś było dla mnie niemożliwe. Może pomyślicie, że to głupie przykłady, ale dla mnie są symbolem „starej mnie”. Tej, która nakładała na siebie miliony ograniczeń – psychicznych, fizycznych i mentalnych. Chciała być perfekcyjna i zawsze gotowa do działania na nawyższych obrotach, czym zabijała całą radość życia!

Teraz czuję, jakbym odzyskała siebie, swoje poczucie niezależności i tego, że „nic nie muszę a wszystko mogę”. Nie pozwolę już nikomu sobą pomiatać i nie oddam swojej energii za bezcen 🙂 

Wam życzę wszystkiego, co najpiękniejsze, żebyście odkryły/li to, co ja, ale bez takiej historii i choroby! Dlatego pamiętajcie o badaniach profilaktycznych! I zobaczcie filmik! Ściskam! A.

moja_historia_RSM_alicjastanczukpl

Jak zaczęła się moja historia z RSM?

2020 był dla mnie dziwny i wymagający pod wieloma względami. Przede wszystkim okropny czas pandemii – strach przed nieznanym, sytuacja, z którą przyszło nam się zmierzyć momentami mnie przerastała. Długo nie wierzyłam, nie mogłam się odnaleźć. Ciągle myślałam, ze obudzę się z tego dziwnego snu. A kto mnie zna, ten wie, że potrafią mi się przyśnić naprawdę szokujące historie! 

PIERWSZE OBJAWY

W zasadzie od końca 2019 mój organizm wysyłał pierwsze sygnały, że coś jest nie do końca w porządku. Ciągłe zmęczenie, słabe wyniki morfologii, brak chęci do działania… Wycieczki od lekarza do lekarza – od internisty do ginekologa, przez laryngologa (bo w styczniu przeszłam jeszcze straszną grypę) do alergologa. Wszyscy nieśmiało (lub wręcz przeciwnie) na końcu każdej wizyty sugerowali mi… wizytę u psychiatry. Podobno widać było, że jestem zestresowana i przemęczona. „Przecież Pani dobrze wygląda, tak ładnie! Jest Pani młoda, nic Pani nie jest! A była Pani może u psychologa albo psychiatry?”. Praktycznie każdą wizytę kończyłam tymi słowami a poziom mojej frustracji rósł.

Jestem dość posłuszną pacjentką, która stosuje się do zaleceń, więc poszłam. I do psychiatry i do psychologa. Ich diagnoza nie była jakaś zatrważająca, poza ogólnym przemęczeniem i faktem, że brałam na siebie zbyt dużo obowiązków, wszystko było ze mną OK. 

Dobrze – to co dalej?

Zrobiłam badania na nietolerancje pokarmowe – podobno to mogło być przyczyną złego stanu organizmu. Możliwe. Z wyniku wyczytałam, że wielu rzeczy w ogóle nie powinnam jeść, w tym glutenu, mleka i jajek w żadnej postaci (poza tym jeszcze miliona innych składników, ale te były najważniejsze). Prowadząc dom, pracując i mając naprawdę wiele obowiązków, postanowiłam, że zrobię to dla siebie i jeśli ma mi to pomóc to będę trzymać dietę. Było to ogromnym wyzwaniem dla osoby, która ma w domu do wykarmienia dwójkę dużych chłopców i męża, którzy niekoniecznie chcieliby podzielać moją dietę. Przyzwyczaiłam się już, że od tej pory gotuję dwa osobne obiady – dla siebie i dla reszty rodziny. Zmiana nawyków żywieniowych ze zdrowych na „jeszcze zdrowsze” spowodowała, że poczułam się lżej, ale inne objawy wcale nie ustąpiły. Poziom frustracji nadal rósł. Czasami miałam ochotę napychać się białymi, pszennymi bułkami z jajecznicą i popijać kefirem – w końcu to było zabronione.

W marcu zamknięto nas w domach, więc poza tele-poradami odpuściłam sobie kontakty z lekarzami. Gotowałam w domu, nie chodziłam do biura – automatycznie było mniej stresu. Te braki nadrabiał jednak system edukacji online, przy którym z dwójką dzieci można było naprawdę zwariować. 

…I wtedy przyszedł maj… wydawało się, że wszystko zmierza ku normalności. Wychodzimy z domów, Covidu jakby mniej. Nic nie wskazywało, aby w moim życiu miała nastąpić jakaś „rewolucja”, poza tym, że coraz częściej planowaliśmy powiększenie rodziny a chłopcy bardzo chcieli mieć brata lub siostrę. Wybieraliśmy imię i snuliśmy różne plany…

Dzień matki? Ja już więcej nie będę mamą…

26 maja dostałam od chłopców i męża piękny prezent na Dzień Matki – naszyjnik z symbolem kobiecości, znakiem Afrodyty.  Od tego dnia zaczęło dziać się coś dziwnego, co dotychczas nie miało miejsca. Nieregularny cykl i bardzo obfite krwawienia. Od tej pory co miesiąc odwiedzałam ginekologa (nie tylko swojego, poszłam też celowo do innego lekarza). Nikt nie znalazł przyczyny, podobno wszystko było w porządku. Cytologia sprzed roku również nie wskazywała żadnych niepokojących zmian, a teraz ponoć nie dało się jej zrobić (nie było praktycznie dnia przerwy od krwawienia). I tak do września…. Szukałam, pytałam, sprawdzałam – dostałam nawet tabletki na unormowanie cyklu. Byłam ciągle zmęczona, ale paradoksalnie miałam siłę na to, żeby ukończyć bardzo trudny kurs zawodowy i dostać awans. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że na efekty tych wysiłków będę musiała czekać i odłożyć je w czasie… Dopiero we wrześniu, dzięki swojemu uporowi, intuicji i konsekwencji trafiłam do Profesora Roberta Jacha, który od razu zauważył zmiany i pobrał wycinek do histopatologii… Dalszy ciąg już znacie. 

Nie dajcie się zwieść, obserwujcie swój organizm! Wirus HPV może rozwijać się kilka lub kilkanaście lat nie dając żadnych objawów, by potem przeobrazić się w zmiany nowotworowe, zagrażające zdrowiu i życiu. Jeśli coś podpowiada Wam, że z waszym organizmem jest coś „nie tak” to sprawdźcie to i nie poddawajcie się, bo potem możecie tego żałować…

O charakterystycznych objawach, badaniach czy innych wskazówkach profilaktycznych będę pisać tutaj i na koncie IG @stanczuk_alicja jeszcze nie raz i nie dwa 🙂 Mam nadzieje, że którejś z Was przyda się to, czy profilaktycznie, czy już w trakcie leczenia. Trzymam kciuki za Wasze zdrowie! <3 

Czy syreny istnieją naprawdę?

Alicja Stanczuk

Pamiętacie „Małą Syrenkę”? Odważną Arielkę, która czesała się grzebieniem i nieustannie marzyła o życiu na lądzie? Była gotowa poświęcić za tę możliwość swój piękny głos a w oryginalnej wersji baśni Andersena – język. Odważna, nieustępliwa i ciekawska świata potrafiła poświęcić tak wiele, aby żyć w zgodzie ze sobą i swoimi marzeniami 

A co jeśli Wam teraz powiem, że takie kobiety są wśród nas? Waleczne, odważne, silne i stawiające czoła najtrudniejszym przeciwnościom losu? 

Syrenkami nazywamy kobiety po przebytej histerektomii w wyniku pojawienia się nowotworu w okolicach narządów rozrodczych. To bardzo trudna i ryzykowna operacja, która wiąże się z konsekwencjami na całe życie. O Amazonkach (kobietach po usunięciu piersi) zdecydowanie częściej się mówi, a o syrenach mniej. Czas to zmienić! Poznajcie nas! 

Każdego roku złośliwy nowotwór szyjki macicy diagnozuje się u ok. 3000 kobiet. Wykryty we wczesnym stadium to szansa na całkowite wyleczenie. Zadbaj o siebie i badaj się regularnie! 

Jeśli wśród Waszych koleżanek jest syrenka, polećcie jej mój profil. Możemy stworzyć kolejną wspaniałą grupę wsparcia i podnosić się na duchu w trudnych chwilach.

Zupełnie nieświadomie miesiąc przed chorobą przyciągnęła mnie do siebie koszulka ze zdjęcia – początkowo był to żart do moich włosów, ale z czasem stała się symbolem mojej siły… Znak? Zbieg okoliczności? Wierzycie w takie sygnały? Napiszcie w komentarzach!

Czy zawsze mozna ujarzmić myśli?

Myśli nieuczesane… Nie dają się wyprostować ani pokręcić.
Puszą się, nie chcą się podporządkować. 
Ani zapleść ani związać…rozpuszczone też jakieś „nieswoje”. 
Nic i nikt nie może ich ułożyć… 

Farbowanie nie pomaga, uparte nie chcą zmienić koloru… 
Rozjaśnianie wymaga czasu i większego wysiłku, podobno przyciemnić łatwiej…
Ale ja je odżywię, rozczeszę, potraktuję delikatnie, z największą uwagą. Spróbuję stworzyć z nich modną fryzurę, może nie tak klasyczną i nudną jak to zwykle bywało. 

Może irokez, kok, szalony kolor czy cięcie? Coś im musi pomóc się zmienić i pozbierać z pomysłem na nowo…

Zaczęłam od wyprowadzenia ich na spacer, ogrzały się słońcem i zapachem jesiennych liści…

Alicja Stanczuk